jak żyją dzieci w australii

Bawół azjatycki. Bawół azjatycki pojawił się w Australii w XIX wieku i rozprzestrzenił się w północnej części kontynentu. Są to duże zwierzęta, które wolą żyć w pobliżu zbiorników wodnych, w których woda jest stojąca lub z powolnym prądem. Są to zwierzęta roślinożerne, rośliny wodne stanowią 70% ich diety. Odyńce mogą osiągnąć wagę do 350 kg, natomiast lochy ok 100 kg. Dziki preferują pokarm roślinny typu żołędzie, orzeszki bukowe, nasiona sosny), korzonki, bulwy (ziemniaki, buraki cukrowe), cebulki. Oto ciekawostki o dzikach. 1. Dorosły dzik. Mimo iż są dość ciężkie, to są w stanie bardzo szybko biegać. 26 stycznia 2022. Jak co roku, 26 stycznia, Australijczycy będą obchodzić swoje narodowe święto. Australia Day to dzień mający na celu celebrację bogatej różnorodności kulturowej kontynentu oraz upamiętnienie historycznych wydarzeń, dzięki którym Australia stała się wyjątkowym miejscem do życia dla wielu narodowości. Australia zwierzęta tam występujące. Wspominając o zwierzętach żyjących w Australii ciężko pominąć koale. Ten przemiły zwierzak z gatunku torbaczy maksymalnie osiąga 80 cm długości przy wadze 15 kg. Zdecydowanie najczęściej spotykany wśród drzew eukaliptusowych, ponieważ liście tego drzewa są jego ulubionym przysmakiem. Wyprawa do Australii Moja mama ma brata w Australii. Jest inżynierem w kopalni złota. Australia jest tak wielka, że do pracy musi latać samolotem! W tym roku, w wakacje, jedziemy go odwiedzić. Kiedy w Polsce jest lato, w Australii jest zima. Zimą, czyli w czerwcu i lipcu, średnie temperatury w Sydney w dzień nonton film alice in borderland season 2. Przemo wyszperał gdzieś dla mnie ten artykuł. Jest on na temat wychowania dzieci wg super niani: Mogę tylko potwierdzić, że w Australii dziecko jest najważniejsze i że się go nie krytykuje na prawie każdym kroku lub chwali razem z krytyką. Powiedzenie „dobry chłopiec” lub „dobra dziewczynka” to standardowa pochwała każdego dziecka, gdy zrobi coś dobrego. Do tego nawet jeżeli coś przeskrobie, bo to przecież tylko dziecko, próbuje się znaleźć pozytywną część negatywnego zachowania. Myślę, że to jest różnica wychowania nas rodziców. Mi samej czasami trudno przestawić się takie pozytywne wiedzenie dziecka, a Australijczycy mają to w krwi. Często śmieszy mnie jak w kuchni szykując sobie górę sałatki lub odgrzewając rybę słyszę „Dobra dziewczyna” (w domyśle jedząca zdrowsze jedzenie niż Australijczycy). Od Hindusa lub innej narodowości takiej pochwały już nie otrzymam. Tagi dzieci Ile kosztuje życie w Australii? – pytanie, na które wielu z Was szuka odpowiedzi. Odpowiedź niestety nie jest taka prosta, ponieważ koszty życia w Australii różnią się w miastach. Ceny w Sydney, które jest najdroższym mieście w Australii różnią się od tych w małej miejscowości Maitland. Aby przybliżyć przykładowe koszty życia (zakwaterownie, komunikacja miejska, jedzenie na mieście, atrakcje) w Australii do wypowiedzi zaprosiłam osoby, które mieszkają w różnych częściach kraju – od wielkiego miasta Sydney po malutką miejscowość Coral Bay w Australii Zachodniej. Zapoznajac się z kosztami życia w Australii trzeba pamiętać o kilku rzeczach: W żadnym wypadku nie przeliczać ich na polskie zarobki. Przeciętne zarobki w Australii są wyższe niż w Polsce. Minimalna stawka w Australii wynosi $ h brutto Ponadto: – Większość firm płaci pracownikom co dwa tygodnie– W dzień publikacji tekstu kurs dolara australijskiego wynosi PLN– Koszty życia i ceny mogą różnić się w stanach oraz miastach– Każdy ma inne potrzeby oraz wydatki dlatego koszty życia dla każgeo będą inne Wszystkie ceny podane są w przybliżeniu i są aktualne w dniu publikacji. Ten wpis jest wyłącznie poradnikiem. Ile kosztuje życie w Autralii? – odpowiadają mieszkańcy Sydney, Nowa Południowa Walia – opisuje Żaneta (Polka w Australii pisze) Ceny nieruchomości w Australii są zdecydowanie najwyższe w Sydney. W centrum miasta, za pokój dzielony z drugą osobą zapłacimy około $240 za tydzień. Prywatny pokój w city to $340, w Newtown (oddalone od centrum 10 minut samochodem) – $260, $320 przy plaży w Maroubra, w znacznie oddalonej od centrum dzielnicy Cabramatta – $170 za tydzień. Wynajęcie mieszkania w centralnej dzielnicy Pyrmont wygląda następująco: mieszkanie 1 pokojowe to około $700, 2 pokojowe – $850, a 3 pokojowe mieszkanie to $1,200. W Rockdale, dzielnicy oddalonej od centrum 20 minut pociągiem, za 1 pokojowe mieszkanie zapłacimy $430, za 2 pokojowe – $540, a za 3 pokojowe – $800. Cabramatta, znacznie oddalona od centrum miasta, oferuje następujące ceny: mieszkanie 1 pokojowe to $260, 2 pokojowe $340, a 3 pokojowe $500. Do korzystania z transportu publicznego w Sydney potrzebny jest zakup karty Opal, która dla osoby dorosłej kosztuje co najmniej $10, a dla dziecka $5. Karty Opal można używać we wszystkich rodzajach transportu publicznego: w autobusach, pociągach, promach i kolejce miejskiej. Nieważne jak wiele razy korzysta się z transportu, nie przekroczy się ustalonych limitów. Limit dzienny (od poniedziałku do soboty) to $15,80, tygodniowy to $63,20 a niedzielny to $2,70. Stawki liczone są na podstawie przebytych kilometrów: do 10km płacimy $3,54, 10-20km $4,40, 20-35km to $5,05, 35-65km to $6,76, a powyżej 65km płacimy $8,69. Przeciętna cena paliwa w Sydney to około $ Śniadanie na wynos, czyli na przykład kawałek chleba bananowego to $4,50, muffin z kawą to $6, egg and bacon roll -$5. Śniadanie w restauracji to koszt między $12 a $25: za naleśniki zapłacimy $15, za wielkie śniadanie z jajkami, kiełbaskami i warzywami zapłacimy $25. Szybki, tani lunch można kupić za $8-$15. Lunch w restauracji to $15-$25. Porcja obiadowa sushi na wynos dla jednej osoby to $12. Burger z frytkami to $15. Kolacja w promocji w pubie może kosztować jedyne $12. Kolacja w restauracji to $20 wzwyż. Tajska kolacja na wynos to około $22. Pizza: tania typu Dominos $12, pizza w restauracji podstawowa to około $22, z dodatkami od $28. Mała kawa z mlekiem, czyli Flat White kosztuje około $3,50, a duża $4,50. Babyccino, czyli uwielbiane przez dzieci spienione mleko z posypką czekoladową może kosztować nawet $2 czyli tyle, ile litr mleka w sklepie. Bilet do kina dla dziecka kosztuje $16, a dla dorosłego $22. Wejście do Taronga Zoo dla dziecka kosztuje $24, a dla dorosłego – $42. Wejście do Powerhouse Museum dla dzieci do 16 roku życia jest za darmo, dorośli natomiast płacą $15. W Sydney łatwo jednak o darmowe rozrywki. Pogoda sprzyja spędzaniu czasu na swieżym powietrzu przez cały rok, a miasto obfituje w parki i plaże, których jest w Sydney ponad 100. Opłaty za przedszkole w Sydney to największa zmora wszystkich rodziców. Za jeden dzień płaci się pomiędzy $100 a $200: w Pyrmont $180, w Newtown $160, w Rockdale $120. Osoby posiadające stałe zameldowanie dostają dofinansowanie od państwa w wysokości zależnej od indywidualnych przychodów, osoby nie posiadające praw mieszkańca zmuszone są natomiast do opłacania tych kwot w całości. Szkoły podstawowe państwowe są bezpłatne dla dzieci ze stałym zameldowaniem. Brisbane, Queensland Wynajęcie jednopokojowego mieszkania w centrum kosztuje od $450 na tydzień. Mieszkanie dwupokojowe w dzielnicy South Brisbane (kilometr od miasta) można wynająć za około $500/ tydzień, natomiast czteropokojowy dom w dzielnicy North Lakes (30 kilometrów od miasta) kosztuje około $400/ tydzień. Pokój w domu dzielonym z innymi osobami w Kangaroo Point niedaleko centrum miasta kosztuje około $150/ tydzień. Podobno koszty transportu w Brisbane są największe w całej Australii. Mieszkając w Brisbane opłaca się kupić kartę Go card, która daje zniżki na przejazdy autobusami, pociągami oraz tramwajami wodnymi. Kupując kartę trzeba wpłacić $10 kaucji. Przejazd 1 zonu dla osoby dorosłej na przykład z centrum do South Bank z Go card kosztuje $ w godzinach szczytu i $ poza tymi godzinami. Bilet papierowy na tą samą trasę kosztuje $ Aby dostać się z Brisbane na Gold Coast trzeba zapłacić $ z kartą lub $ bez Go card. Co ciekawe, ceny paliwa Brisbane są wyższe niż w Sydney czy Melbourne, litr kosztuje około $ Lunch na mieście można zjeść za około $10. Warto wybrać się do centrów handlowych, gdzie wybór stoisk z jedzeniem jest bardzo duży. Jedzenie w restauracjach jest znacznie wyższe, ale za to wiele pubów w Australii ma dzienne zniżki na kolacje, na przykład pizza i dzban piwa za $15 w poniedziałki, 2 dania w cenie 1 we wtorki, steki za $10 w środy itp. Na pewno warto zapoznać się z ofertą. Przykładowymi pubami, które oferują zniżki są West End hotel i Brew House. Piwo w Brisbane można kupić od $8. Podobnie jak z jedzeniem, wiele pubów ma tzw. Happy hour, czyli tańszy alkohol w określonych godzinach. Jeśli chodzi o kawę, to można ją kupić już od $ Jako ciekawostkę dodam, że kawiarnia Starbucks nie cieszy się wielką popularnością w Australii, pewnie dlatego, że Australijczycy serwują o wiele lepszą i tańszą kawę. W sieci kawiarni Cafe 63 dostaniemy małą kawę z ciasteczkiem i butelką wody za $ – polecam. Brisbane oferuje mnóstwo atrakcji dla mieszkańców również tych najmłodszych. Dzienny bilety do parku Lone Pine Koala Sanctuary, w którym mieszkają australijskie zwierzaki kosztują $36 dla osoby dorosłej i $22 dla dziecka w wieku 3-13 lat. Przejażdżka kołem the Wheel of Brisbane kosztuje $20/ dorosły i $14/ dzieci w wieku 4-12 lat. Bilet do kina sieci Event Cinema to koszt około $20/dorosły, bilety na filmy w sieci Cineplex są o połowę tańsze. Bilety do parku rozrywki Movie World w pobliskim Gold Coast kosztują $89 dla dorosłych i $79 dla dzieci (3-13 lat), natomiast do parku wodnego Wet’n’Wild $74/ dorosły i $69 dzieci. Jeśli planujecie częste wizyty w parku warto rozważyć kupno biletu rocznego. Koszty siłowni Jetts wynoszą około $15 na tydzień, siłownie typu cross fit około $40. Brisbane oferuje również dużo darmowych atrakcji jak baseny na South Bank lub galeria Queensland Art Gallery & Gallery of Modern Art (QAGOMA). Żłobki w Brisbane kosztują około $100 za dzień. Na szczęście ceny wczesnej edukacji maleją z wiekiem dziecka. W zależności od zarobków, państwo oddaje rodzicom lub opiekunom określoną kwotę. Coral Bay, Australia Zachodnia opisują Wiola i Mike (1 journey 2 Life 2 People) Mamy trochę doświadczenia jeśli chodzi o mieszkanie w odległych zakątkach Australii. Przez 6 miesięcy mieszkaliśmy w zajeździe – roadhouse nieopodal Uluru, a podczas naszej drugiej wizyty pracujemy przez 6 miesięcy w Coral Bay nad rafą Ningaloo. Praca w szeroko rozumianej turystyce w odległych miejscach ma tą zaletę, że pracodawca często zapewnia zakwaterowanie i wyżywienie za dużo niższą cenę. W niektórych miejscach za darmo, w innych za $150 tygodniowo (jedzenie i zakwaterowanie) a w innych $160 za 2 tygodnie za zakwaterowanie. Różnie można trafić, ale najczęściej pozwala to na zaoszczędzenie znacznej części wypłaty i przeznaczenie jej na realizację dalszych planów…zwykle podróżniczych 🙂. Przemieszczać się po tych rejonach najlepiej jest własnym samochodem, ale warto mieć na uwadze, że ceny paliwa są znacznie wyższe niż w wielkich miastach na wybrzeżu. W północnej części Australii Zachodniej w 2018 roku tankujemy za $1,85 za litr, a miejscami na Steward Highway w Terytorium Północnym ceny sięgały $2,12 za litr. Często trzeba zatankować, nie ma się wyboru bo następna stacja jest oddalona o 400 km. Jedzenie w małych sklepikach i zajazdach jest często droższe niż w mieście. Nawet w większych miejscowościach, jeśli trafi się supermarket ceny będą wyższe niż w obszarach metropolitarnych. Dotyczy to przede wszystkim warzyw owoców i….WODY. Cena wody w Outbacku nierzadko przekracza cenę benzyny. Warto więc zaopatrzyć się w duże kanistry z wodą pitną na początku wyprawy. Australijczycy kawę traktują bardzo poważnie. Nie inaczej jest w odległych rejonach. Jej cena nie przekracza zazwyczaj $5, ale jest przyrządzana przez przeszkolonego baristę i serwowana z idealnie spienionym mlekiem. Ceny w pubach i restauracjach nie odbiegają znacznie od tych w miastach. Piwo kosztuje $7-10. Za kolację zapłacimy od $18 do 35. Zależnie czy zadowolimy się hamburgerem z frytkami, czy raczej lokalnie złapaną świeżą rybą. Atrakcje i wycieczki w Australii są dosyć drogie. Całodniowa wycieczka łódką na rafę Ningaloo, podczas której mamy okazję pływać z rekinami i mantami to wydatek rzędu $160 od osoby. Jeśli marzy nam się pływanie z największą rybą świata – rekinem wielorybim to taka wyprawa uszczupli nasz portfel o $360 od osoby. Przeżycia są jednak niesamowite, jest to doświadczenie na całe życie i naszym zdaniem warto. Na szczęście plażowanie w Austraii jest za darmo, a słońca jest pod dostatkiem. Co jest cudowne w rafie Ningaloo to to, że możemy ją odkrywać wprost z brzegu. Po prostu wchodzimy do wody z maską i rurką, a już po kilkunastu metrach zaczyna się inny, podwodny świat wypełniony koralem i różnobarwnymi rybkami. Zdecydowanie zakochaliśmy się Australii. Naszym zdaniem warto odkryć jej mniej zaludnione rejony, gdzie doświadczamy bliskości natury i zwierząt. Nierzadko gdy oglądamy zachód słońca nad oceanem okazuje się, że tuż obok podziwia go również gromadka kangurów. Foto 1 Journey 1 Life 2 People Maitland, Nowa Południowa Walia opisuje Emilka (Australopitek) Maitland składa się z miasta i otaczających je dzielnic. Nie ma dużej różnicy pomiędzy wynajmem domu w samym centrum Maitland, a w innych jego częściach. Na przykład w Lorn – starej i ostatnio bardzo modnej dzielnicy, wynajem dwusypialniowego domu kosztuje $350 tygodniowo, a w oddalonym o 10 kilometrów dalej East Maitland wynajem domu z trzema sypialniami to $370. Wynajem pokoi nie jest tutaj bardzo popularny, ale jeżeli już się zdarza, to zazwyczaj tygodniowy czynsz nie przekracza $200. W Maitland i Newcastle, podobnie jak w Sydney, korzystamy z karty Opal. Można jej używać w pociągach i autobusach. Ceny przejazdów są takie same, jak w Sydney. Ja osobiście najczęściej jeżdżę pociągiem z Maitland do Newcastle – do pracy i do domu. Przejazd na tej trasie kosztuje $ Linia Hunter jest najbardziej popularną linią lokalną, ale przy użyciu Opala można również jechać do Sydney (polecam, piękne widoki!). Jedno, co odróżnia transport publiczny Maitland od Sydney, to że w Maitland nawet w godzinach szczytu nie ma tłoku. Ceny jedzenia w Maitland wcale nie są niższe niż w dużych miastach. Śniadanie w dobrej knajpce ze zdrowym jedzeniem to koszt około $20 (kawy nie wliczam!), a w bardziej tradycyjne – jaja na boczku i obowiązkowo z fasolką $15. Lunch można w Maitland, zjeść za średnio $18 w restauracji i $12 „u Chińczyka”. Restauracji w Maitland jest całkiem sporo, większość to hotele i puby, więc i menu jest podobne – oczywiście króluje wielki kotlet z kurczaka z frtykami i sałatką. Codziennie w różnych hotelo-pubach są promocje i wtedy ukochane danie maitlandczyków można zjeść za $12-15. Nasza ulubiona restauracja to tajska Maneeya, w której cena pad thai’a to $20. Kawa to podstawa! W kawiarni, srednia kawa kosztuje $ Za dodanie mleka roślinnego zazwyczaj cena wzrasta o 50 centów. Maitland położone jest pomiędzy Newcastle, a Hunter Valley. W samym Maitland główną rozrywką jest kino. Ceny wahają się od $10 do $14 dla osoby dorosłej. My jednak wybieramy przyrodę i w weekendy wolimy jeździć do Port Stephens, na plażę lub camping. Naszych gości natomiast zabieramy na testowanie wina do pobliskich winiarni – czas tam mija niezwykle miło. Równie chętnie pokazujemy promenadę w Newcastle i spacerujemy wzdłuż Nobby’s Beach aż do latarni. Dla mnie atrakcją jest aktywność fizyczna. Siłownie w Maitland to koszt $14-17 tygodniowo i w to wlicza się trening własny oraz dostęp do zajęć grupowych. Cena pojedynczyh zajęć waha się w zależności od ich rodzaju. Np. wejście na zajęcia zumby kosztuje $10, jogi – $15, a barre attack $20. Foto Australopitek Palm Cove, Queensland opisuje Angelika (A Dreamer’s Life) Wybraliśmy Palm Cove jako miejsce idealne do pracy przez 3 miesiące w restauracji, pracy wymaganej do przedłużenia wizy Work and Holiday o kolejne 12 miesięcy. Palm Cove zaliczane jest do tzw. Northern Beaches, czyli plaż położonych na północ od Cairns. Komunikacja publiczna obsługiwana jest przez TransLink tak jak w całym Queensland. Z tego co zauważyłam Go cards tak rozpowszechnione w Brisbane tutaj raczej nie są używane. Nadal można bez problemu kupić bilet u kierowcy. Cena biletu z Palm Cove do Cairns to koszt $5,70, autobus jedzie około godziny. Palm Cove jest maleńką miejscowością więc jeśli uda nam się zamieszkać w bliskiej odległości od pracy, warto rozważyć zakup roweru. Używany na Gumtree można kupić już za $50. Ulice są przystosowane do potrzeb rowerzystów, w wielu miejscach są ścieżki rowerowe. Pamiętajcie, że w Australii obowiązkowe jest noszenie kasków, za ich brak grożą dosyć wysokie mandaty. Jeśli chodzi o mieszkanie to ceny wahają się w zależności od standardu, jednak są zdecydowanie tańsze niż w Brisbane czy Cairns. Za duży dwuosobowy pokój w domu w basenem, pięknym tarasem, klimatyzacją i ogrodem płaciliśmy $250 za tydzień. Rachunki były już w cenie. Znajoma wynajmowała studio nieco dalej od centrum Palm Cove za $160, inna w tej samej cenie wynajmowała pokój w dzielonym domu w niedalekiej Clifton Beach. Myślę, że ceny w Northen Beaches wahają się od $150-$250 za tydzień. Wielu backpackersów rozpoczyna swoją przygodę w Palm Cove w hostelu położonym zaraz przy głównej ulicy. Jest tam opcja wynajmu pokoju na dłuższy okres (maksymalnie 2 miesiące) i czynsz wynosi $200 za tydzień przy czym mówimy o łóżku w pokoju dzielonym. Słyszałam negatywne opinie o właścicielu więc raczej nie polecam. Jedzenie na mieście jest stosunkowo drogie. Palm Cove jest miejscowością bardzo turystyczną więc i ceny są odpowiednio wysokie. Za pizzę w popularnej restauracji Portofino zapłacimy ok $25, za posiłek główny już $30 wzwyż. Kawa oscyluje w granicach $ W food courtach zjemy taniej, sushi rollki za $ chińszczyzna za $ pizza na wynos $20, fish and chips za $13. W okolicy kin jest bardzo mało przez co ceny biletów są kosmicznie drogie. Wejście na seans kosztuje $ co jest sporym wydatkiem jeśli weźmiemy pod uwagę, że w Brisbane za bilet płaciliśmy $ Cairns jest świetną bazą wypadową na rafę oraz do lasu deszczowego. Skyrail to bardzo popularna atrakcja – kolej linowa, której ponad 7 kilometrowa trasa wiedzie nad samiutkim lasem deszczowym. Warto do Kurandy pojechać Skyrail a wrócić zabytkowym pociągiem, z którego rozpościerają się przepiękne widoki. Koszt Skyrail oraz pociągu to ok. $120. Wycieczki na rafę kosztują około $170 i idą wzwyż w zależności od tego czy korzystamy tylko ze sprzętu do snorklingu czy nurkujemy. Wycieczka promem na pobliską Fitzroy Island kosztuje $ za podróż w dwie strony. Dodatkowe informacje na temat cen w Australii znajdziesz klikając tu. Jeśli macie dodatkowe porady lub wskazówki na temat życia w Australii podzielcie się nimi, a na pewno komuś się przydadzą. 21 Dzięki, że zaglądasz na bloga. Jeśli spodobał Ci się wpis, nie wahaj się zostawić po sobie śladu w postaci komentarza lub polecenia tekstu przez kliknięcie serduszka. Każdy pozytywny sygnał od czytelników motywuje mnie do dalszego pisania bloga. - Karolina To zwierzę stało się symbolem Australii. Kangur jest nawet w jej herbie. Gdzie żyją kangury? Jak wyglądają kangury? Co jedzą kangury? Poniżej odpowiadamy na te pytania. Słynny odkrywca, kapitan James Cook, gdy dotarł do wybrzeży Australii w 1770 r., miał ponoć zapytać napotkanego aborygena: Jak nazywa się to dziwne, skaczące zwierzę? „Kangaroo” – usłyszał w odpowiedzi. W języku pierwotnych mieszkańców Australii słowo to nie oznaczało jednak nazwy niezwykłego stworzenia, lecz po prostu „Nie rozumiem cię”. Gdzie żyją kangury Mianem kangurów potocznie określa się duże gatunki torbaczy z rodzaju Macropus: kangura rudego, szarego, olbrzymiego i antylopiego. Rodzina kangurowatych jest jednak dużo liczniejsza, obejmuje ponad 60 gatunków. Należą do niej również zwierzaki o tak dziwacznych nazwach jak: walabie, drzewiaki, pazurogony, filandry, pademelony czy kuoki. Żyją w Australii i Papui-Nowej Gwinei. Na kontynencie australijskim żyje ok. 60 mln kangurów, a więc trzykrotnie więcej niż ludzi. W naturalnym środowisku są jednak płochliwe i niełatwo je wytropić, nawet aborygenom, którzy ogon tego zwierzęcia uważają za przysmak. Chociaż przejechałem samochodem terenowym kilkanaście tysięcy kilometrów australijskiego buszu, kangury „na dziko” widziałem nie więcej niż paręnaście razy. Znajomy franciszkanin, o. Tomasz Bujakowski, zabrał mnie kiedyś na jeden z cmentarzy w Perth, półtoramilionowym mieście na zachodnim wybrzeżu Australii. – Koniecznie weź ze sobą aparat fotograficzny – przekonywał. Cmentarz okazał się przyjazną oku łąką z rzadka porośniętą eukaliptusami. Nagrobki miały postać metalowych tabliczek identycznych rozmiarów ukrytych w niewysokiej trawie. Kiedy tam przybyliśmy, właśnie dobiegał końca pogrzeb. Gdy zniknęła ostatnia osoba konduktu żałobnego, rozpoczął się wyścig… kangurów, których były tam całe stada, po pozostawione kwiaty. Co ciekawe, nikomu nie przeszkadza to „plądrowanie” grobów, a mi umożliwiło obserwację tych zwierząt z bliska. Co jedzą kangury Kangury to roślinożercy, wyspecjalizowani w żywieniu się przede wszystkim trawą i ziołami. Jedzą też liście krzewów, a czasami nawet grzyby. W niewoli jedzą owoce. Mają specyficzny układ zębów, dopasowany do pokarmu roślinnego. Zęby trzonowe kangurów ścierają się wskutek zużycia i są zastępowane przez nowe trzonowce, wyrastające przez całe życie. Układ pokarmowy kangurów wygląda podobnie jak u przeżuwaczy. Czy kangury jedzą mięso? Kangury są ściśle roślinożerne. Ich organizm nie jest przystosowany do trawienia pokarmu pochodzenia zwierzęcego. Dlatego nie są w stanie zjeść mięsa. Mięso kangurów natomiast jest jadalne. Jednak aby je kupić w Australii, trzeba się trochę nachodzić. W ciągłej sprzedaży mają je nieliczne sieci supermarketów. Australijczycy niechętnie po nie sięgają, mimo że jest bardzo zdrowe (zawiera mało tłuszczu). Najwyraźniej nie chcą zjadać swojego „herbowego” zwierzęcia. Jak wyglądają kangury Największym torbaczem, a zarazem jednym z najpiękniejszych spośród kangurów z racji rdzawego futra jest kangur rudy (Macropus rufus). Dorosłe samce są wyraźnie większe od samic, ważą do 90 kg, a wyprostowane mogą mieć nawet 2 m wzrostu. „Rudzielce” zamieszkują wyjątkowo niegościnne środowisko: suche tereny we wnętrzu kontynentu. Potrafią długo wytrzymać bez wody, czerpiąc wilgoć ze zjadanych roślin. W poszukiwaniu wodopojów przemierzają wiele kilometrów – rekordowy dystans wyniósł 216 km. W sąsiadującym z Pustynią Strzeleckiego Parku Narodowym Sturta, który jest wręcz królestwem kangura rudego, korzystają one z licznych sztucznych zbiorników dla bydła. W parku znajduje się tzw. Dog Fence – jeden ze słynnych australijskich płotów wybudowanych dla ochrony krów przed dingo i psami. Ogrodzenie ma wysokość do półtora metra, nie stanowi więc poważnej przeszkody dla kangurów. Wystarczy jeden skok i mają zapewniony dostęp do wody i spokój od drapieżników. Kangur rudy jest bardzo wrażliwy na zmiany środowiska. Gdy pożywienia i wody nie brakuje, jego liczebność gwałtownie rośnie, ale w latach bezdeszczowych drastycznie spada. Tylko w czasie suszy w 1982 r. w Parku Narodowym Kinchega populacja tych zwierząt zmniejszyła się o połowę. Jak poruszają się kangury? Mimo że kangury żyją na terenach, w których jest niewiele wody, świetnie pływają, poruszając wszystkimi kończynami niezależnie od siebie. Ciekawy przypadek zanotowano w grudniu 2007 r. niedaleko miasta Torquay w stanie Wiktoria. Kangur szary (nieco mniejszy od rudego i zamieszkujący południe Australii) pokonał wydmę, następnie plażę i wskoczył do wody. Około 100 m od brzegu zaatakował go rekin. Z obserwacji wynika, że kangury regularnie przemieszczają się między wyspami (np. między Deal i Erith w stanie Wiktoria) oraz między wyspami i stałym lądem. Kangury nie potrafią normalnie chodzić, za to skoczkami są doskonałymi. Jednym susem pokonają 8 m w dal i 3 m wzwyż. Podczas skoku długi na ok. 1,2 m ogon pomaga im utrzymać równowagę. W czasie stania służy za podporę. Podczas żerowania stanowi „piątą nogę” – zwierzę podpiera się ogonem i przednimi łapami, by w tym czasie przesunąć do przodu tylne kończyny. Warto wiedzieć, że skaczące z pełną prędkością kangury zużywają mniej energii niż inne zwierzęta podobnej wielkości poruszające się normalnie. Rekord prędkości wynosi 64 km/godz. i należy do kangura olbrzymiego (Macropus giganteus), który jest jednak mniejszy od rudego. Żyje na wschodzie kontynentu, w bardziej wilgotnym środowisku niż rudy, i jest od niego częściej widywany. Kangur – rozmnażanie Najpopularniejszą dyscypliną wśród kangurów jest kickboxing, uprawiany podczas rywalizacji o samice. Pojedynki wyglądają komicznie, choć przegrani czasem odchodzą mocno poturbowani. Zwycięzca musi jednak dostosować swoje zapędy do pory roku i dostępności pożywienia. W sprzyjających warunkach samice stają się maszynkami do rozrodu – jeden maluch biega już swobodnie, drugi nie opuszcza torby, a trzeci macicy. Ciąża trwa ok. 35 dni, a dzień lub dwa po urodzeniu kangurzyca może zajść w kolejną. Pikanterii temu zjawisku dodaje fakt, że samica ma dwie pochwy i dwie macice. Sam poród jest wysiłkiem dla kangurzątka, które ma rozmiar fasoli i samo musi pokonać długą drogę do torby. Tam przyczepia się do sutka i pozostaje tak przez kilka miesięcy. Samica produkuje mleko o różnych składach – inne dla maleństwa w torbie, inne dla malucha, który tylko czasem do niej zagląda. Kiedy susza się przedłuża, może ona wstrzymać rozwój embrionu do momentu, aż pożywienia będzie pod dostatkiem. Wypadki z udziałem kangurów O zmierzchu i w nocy kangury wychodzą na żer i często padają ofiarą wypadków samochodowych. W Australii tego typu incydenty nie stanowią już sensacji. Kiedyś wracająca z weekendu rodzina potrąciła kangura tak nieszczęśliwie, że ten zbił przednią szybę i wpadł na tylne siedzenie, gdzie siedziały dzieci. Miotając się tam i boksując na oślep, mocno je poturbował – maluchy trafiły do szpitala. Znane są przypadki, gdy po śmierci kangurzycy maluchami zaopiekowały się psy. W 2008 r. w pobliżu Bells Beach na południowym wybrzeżu Australii wyżeł uratował 4-miesięczne kangurzątko. Jego matka zginęła potrącona przez samochód, maleństwo pozostało jednak żywe w torbie. Pies ostrożnie ujął znajdę za kark i zaniósł swojej właścicielce. Kangurek trafił do Jirrahlinga Wildlife Sanctuary. Kangur jako szkodnik? W końcu XIX w. w niektórych miejscach Australii trąbiono na alarm, że kangury znajdują się na wymarciu. Z kolei w latach 40. i 50. ubiegłego wieku uznano je za szkodniki i zastępy wynajętych przez rząd myśliwych tępiły je na równi z królikami. Skutek był taki, że kiedy w 1964 r. tworzono rezerwat Tidbinbilla niedaleko Canberry, dopiero po trzech miesiącach zauważono pierwszego kangura. Dziś trwa „eksplozja demograficzna”. Na kilometrze kwadratowym australijskiej ziemi żyje średnio ponad 360 kangurów szarych. Farmerzy znów uważają je za szkodniki. Od lat odbywa się masowy odstrzał (do 7 mln rocznie) czterech podstawowych gatunków: kangura rudego, szarego, olbrzymiego i antylopiego (Macropus antilopinus). Ten ostatni zamieszkuje lasy eukaliptusowe na północy Australii. Kangury ostrzegają się nawzajem przed niebezpieczeństwem tupaniem słyszalnym ze sporej odległości. Grupa naukowców w Australii pracuje nad urządzeniami, które będą emitować takie tupanie. Mają one być instalowane w pobliżu farm hodowlanych i pól uprawnych, gdzie kangury są, delikatnie mówiąc, bardzo niemile widziane. Kangur – ciekawostki Gdzie je oglądać? Kangury w Australii są wszędzie, nawet w parkach dużych miast. Miejsca gwarantujące spotkanie z większym stadem dzikich kangurów: Sydney: plaże Pebbly lub Depot, obok Parku Narodowego Murramarang na wschodnim wybrzeżu Australii (4 godz. jazdy). Melbourne: miejscowość Anglesea, niedaleko od Geelong, (ok. 1,5 godz. jazdy). Adelajda: Wyspa Kangura (ok. 2 godz. jazdy + prom 60 min). Brisbane: Wacol, Wolston House (30 min jazdy). W Polsce kangury żyją w wielu ogrodach zoologicznych, są też hodowane. W obsłudze przypominają królika: lubią trawę i siano, nie gardzą też chlebem i marchewką. Jeśli nas rozłączy, to proszę nie pomyśleć, że to złośliwość. ???Telefon może mi się rozładować, a nie mamy prądu, bo właśnie przeszła tropikalna burza. A często przechodzi? Taki sezon. Najtrudniej jest w Queensland, czyli właśnie w tym stanie, w którym mieszkamy. Bo to typowe tropiki i kiedy zmienia się sezon – właśnie kończy się zima, a przychodzi lato – to duże wahania temperatur są normą. A wtedy burzę mamy jak w banku. Ale to jest chwila. Oberwanie chmury, a po 10 minutach nie ma po niej śladu. Chyba, że jest problem z dostępem do prądu, z tego co słyszę. Z prądem to jest tak, że czasami wraca po kilku minutach, a czasem trwa to trochę dłużej. To spore utrudnienia - praca, telefony, komputery, ale w Australii wszyscy żyją na luzaka i nikt nie robi z tego problemu. Idzie się wtedy do domu, umawia na lunch, plotkuje w pracy... Nikt się nie awanturuje, tym bardziej że jest już godzina W Polsce to dopiero czyli początek dnia. Jak w ogóle w Australii wygląda organizacja pracy? Różnie, bo obowiązuje podział na dwie strefy, dwa różne światy: osób pracujących na zewnątrz i w środku. Ci, którzy pracują na powietrzu, szczególnie w części najbardziej tropikalnej, ale także w Melbourne czy Sydney, zaczynają, kiedy jest jeszcze ciemno, czyli około godz. 4-5. Do południa, kiedy słońce zacznie palić na dobre, swoje godziny będą mieć już wyrobione. Pracownicy biur startują później i najczęściej pracują dużo dłużej, bo normą jest godzinna przerwa na lunch. To czas, kiedy wychodzi się coś zjeść, pobiegać, zrobić zakupy… I koniec końców idzie się do domu koło godz. 17-18, chociaż my – jako agencja migracyjna – pracujemy jeszcze inaczej. Inaczej – to znaczy jak? Niemal jak cyfrowi nomadzi, którzy prowadzą firmę z laptopem na kolonach - na jachcie, w górach, na wyspie (śmiech). W praktyce wygląda to tak, że mamy swoje biuro główne i dodatkowo wynajmujemy jeszcze pomieszczenia w trzech różnych lokalizacjach. Nie siedzimy codziennie w jednym i tym samym miejscu, tylko tam, gdzie klient nas najbardziej potrzebuje. To w Australii standard. Po drugie, pracujemy praktycznie cały czas – od świtu do nocy, bo rozmawiamy z wieloma międzynarodowymi firmami. A mimo to i tak dużo osób narzeka, że w Australii trudno jest cokolwiek załatwić. I mają rację. Nie jesteśmy tak zagonieni jak w innych krajach, więc wszystko idzie wolniej. Poza tym swoje robi różnica czasu. Przecież jeśli wysyłam pytanie do firmy, z którą współpracuję w Polsce czy np. Anglii, to na wiadomość zwrotną siłą rzeczy odpiszę dopiero na drugi czy trzeci dzień. Typowe jest też załatwianie czego się da online, także w urzędzie imigracji Australii, uchodzącym za jeden z najbardziej rygorystycznych. 90 proc. wiz z całego świata – bo współpracujemy nie tylko z Polakami – składa się w wersji elektronicznej. Jest tylko kilka przypadków, w których robi się tzw. hard copies. To wiza dla dziecka (rodzic już jest rezydentem lub obywatelem Australii; ten rodzaj wizy jest też używany najczęściej dla dzieci, których rodzice się rozwiedli). Załóżmy w takim razie, że zgłasza się do Pani Polak, który marzy o pracy w Australii. Jakie dokumenty powinien mieć, na co się przygotować?W pierwszej kolejności musi sprawdzić, czy w ogóle kwalifikuje się na wizę. To jest najważniejsze. Bo nawet jeśli ktoś ma tu znajomego albo pracuje w firmie, która ma oddział w Australii i chciałby się tu przenieść, to i tak może się to okazać niemożliwe. Ale właściwie dlaczego? Bo nie wykonuje zawodu z listy zawodów poszukiwanych, na której oparty jest tu cały system wizowy. Jak to działa? Urząd imigracji ściśle współpracuje z pracodawcami i rok w rok – czasami nawet częściej – aktualizuje te zestawienia. Stwierdza, jakich specjalistów będzie teraz potrzeba najbardziej, a co za tym idzie kto może starać się o wizę. I kto może? O ile dwa lata temu byli to np. geolodzy, bo mocno się rozwijał sektor wydobywczy, o tyle teraz największe jest parcie na mechaników, podobnie jak np. inżynierów. Ale tu ważna uwaga: w Australii wykształcenie oczywiście jest ważne, ale najważniejsze są doświadczenia zawodowe. Mówiąc o inżynierze, mam na myśli osobę, która pracowała w zawodzie, a nie tylko ukończyła szkołę o takim a nie innym profilu. Są w takim razie zawody, których wykonawcy nie mają w Australii czego szukać? Nie, ale to też kwestia podejścia agencji migracyjnej i takiego przygotowania dokumentów, by dana osoba mogła tu jednak przylecieć, nawet jeśli jest to kierowca tira. Nie, nie ma go na liście i nigdy nie będzie – to zawód, który obsadzają tylko Australijczycy, bo przyjmuje się, że mają lepsze umiejętności i większe doświadczenie. Takiego kierowcę prosimy albo o przekwalifikowanie się na mechanika lub np. blacharza, albo - jeśli nie ma takiej możliwości - pytamy o partnera. Być możne ma żonę pielęgniarkę, nauczycielkę, krawcową… Jest cała masa zawodów, które może wykonywać partner, a my na tej podstawie możemy ściągnąć całą rodzinę. Kwalifikacja na wizę to dopiero pierwszy z warunków. A inne? W agencji często się śmiejemy, że zawsze wypatrzymy furtkę do ubiegania się o wizę. Jedyne, czego nie jesteśmy w stanie przeskoczyć, to znajomość języka angielskiego – potwierdzona certyfikatami, i wiek – do 45. roku życia, choć kiedyś było to 50-55 lat. Do tego roku – a prowadzimy agencję od pięciu lat – nie było w tym zakresie aż tak dużych zmian. Z czego wynikają zmiany zasad? Urząd imigracji nie podaje powodów, a nam jako agencji migracyjnej nie wypada tego komentować. Ale moja prywatna opinia jest taka, że to efekt zmian zarówno tu na miejscu, jak i na świecie. Australia to kraj, który bardzo szybko się rozwija, jest supernowoczesny i stale potrzebuje młodych ludzi, dlatego też stara się tworzyć im bezpieczne środowisko, bez wojen czy np. terroryzmu. Szuka więc osób, które są otwarte, lubią swoją pracę, nie są agresywne, potrafią się asymilować i mówić po angielsku, nawet jeśli nie jest to perfekcyjna znajomość języka. Ograniczenie wiekowe jest nie w porządku, mogliby w tym miejscu powiedzieć niektórzy. I czasami faktycznie urząd imigracji słyszy, że zamyka się na świat, stosuje dyskryminację wiekową… Ja tłumaczę to sobie tym, że Australię tworzą także – a może przede wszystkim – ludzie. I to dlatego ubiegając się o pracę w Australii trzeba być też zdrowym? Konkretnie nie można mieć choroby przewlekłej, która mogłaby uniemożliwiać podjęcie pracy. Wychodzi się tu z założenia, że wizę stałego pobytu dostaje się na podstawie kwalifikacji zawodowej, bo najważniejszy jest wkład w dalszy rozwój tym nie można być karanym, czyli trzeba mieć tzw. dobry charakter. Zaświadczenie o niekaralności, podobnie jak świadectwo zdrowia, to podstawa! Tak było tu zawsze. W Australii jest już Pani 11 lat. Jak się tam Pani znalazła? Razem z mężem – w rok po ślubie – bardzo chcieliśmy wyjechać do Nowej Zelandii. Dużo wcześniej podróżowaliśmy, głównie po Europie, i zachciało się nam pojechać gdzieś dalej. "Władca pierścieni" też nie był tu bez znaczenia. Z tym że w Polsce w tamtych czasach – w 2005-6 roku – trzymiesięczny urlop był nie do pomyślenia. Wiedzieliśmy, że jak o to poprosimy, to stracimy prace. Tak na marginesie, w Australii popularne jest, że studenci biorą gap year, a pracownicy wracają na kilka miesięcy do swojego kraju, bo akurat zatęsknili za rodziną. To jest do dogadania z pracodawcą, choć nie twierdzę, że zawsze jest to łatwe. Kiedy myśleliśmy o tym jeszcze w Polsce, wszyscy się z nas śmiali. Co im jeszcze przyjdzie do głowy? I co jeszcze wymyślą? W międzyczasie udało mi się skontaktować – a nie były to jeszcze czasy FB i YT – z kimś, kto już mieszkał w Nowej Zelandii. Na podstawie tej jednej rozmowy zdecydowaliśmy: lecimy do… Australii. Co Pani wtedy takiego usłyszała?! Że ekonomia i warunki są w Nowej Zelandii dużo słabsze. Może i jest to kraj piękny, naturalny, ale żyje się tam trudno. Nie ma pracy, więc i emigrantom trudniej będzie wystartować. A i ludzi mało, bo owiec więcej niż mieszkańców (śmiech). Australia za to już wtedy przepięknie się rozwijała. Turystów było dużo, dużo też rzeczy się działo. Poza tym, jak zapewniał mnie rozmówca, z obywatelstwem australijskim dużo łatwiej można się przenieść do Nowej Zelandii. Oczywiście jeśli nadal będziemy ją tak kochać. Do Australii przeprowadziliśmy się w 2006 roku. Kochamy Nową Zelandię, ale zostaniemy tutaj! Początkowo była mowa tylko o trzy miesiącach urlopu…Tak, ale ostatecznie postawiliśmy wszystko na jedna kartę – urlopu nikt nam nie chciał dać. Złożyliśmy więc wypowiedzenia, znaleźliśmy agencję migracyjną – w międzyczasie sprzedaliśmy wszystko i spakowaliśmy się w dwie walizki. Złożyliśmy dokumenty na podstawie zawodu męża – inżynier telekomunikacji (cały czas jest na liście). A że mąż mówił dość dobrze po angielsku, przeszliśmy pomyślnie cały proces. Po przylocie mąż bardzo szybko zaczepił się w telekomunikacji. Podobnie ja, choć z początku w ogóle nie mówiłam po angielsku. Potem urodziła się nam córka. Koniec końców otworzyliśmy agencję migracyjną. Z tego, co Pani mówi, to w Australii łatwo jest zrobić karierę. Pewnie, że tak. Jeśli tylko się chce! A zarobki są wysokie? Tak, ale pod tym względem jest inaczej niż w Polsce. Trzeba się przyzwyczaić, że jak się idzie na rozmowę o pracę, to potencjalny szef mówi, ile się dostaje za godzinę – minimalna stawka dla pierwszych emigrantów to ok. 17 dolarów, a dla tych zasiedziałych – 25-35 dolarów. Jeśli z kolei ma się już stały pobyt lub wizę pracowniczą, to dostaje się ofertę rocznej pensji. Najczęściej 55 tys. dolarów – to już jest dobra kwota, bo np. student może liczyć na 40 tys. rocznie. Przyjmuje się, że powyżej 40 tys. dolarów jest ok; około 50 tys. dolarów – dobrze, powyżej 60 tys. dolarów – bardzo dobrze., a około 100 tys. dolarów – super. Nawet po odliczeniu podatku – 9,6 proc. do kwoty 37 tys. dolarów (czy np. 22,8 proc. do kwoty – 87 tys. dolarów.) Jeśli ktoś zarabia nie więcej niż 18,2 tys. dolarów, to w ogóle ich nie płaci. Często osoby bez wyższego wykształcenia, które mają fachu w ręku – elektrycy, hydraulicy, mechanicy – mogą liczyć nawet na 75-80 tys. dolarów. Pod warunkiem, że mają już własną działalność. Dobrze rozumiem, że nauczyciel dostaje 60 tys. dolarów, a hydraulik – 70 tys.?! Zgadza się. Mało tego, o ile nad Wisłą "pracownik fizyczny" lub "osoba po zawodówce" ma bardzo negatywny wydźwięk, o tyle w Australii tego nie ma. Do tego stopnia, że ci, którzy pracują fizycznie, w roboczych ciuchach wpadają do sklepu, kupią bułki na lunch, rozmawiają z uśmiechem w pociągach. W ogóle się nie przebierają i nikt się temu nie dziwi. Takich różnic w porównaniu z Polską jest zresztą więcej – w Australii pracuje się przecież tylko 38 godzin w tygodniu. W firmie dbającej o zespół w piątek pracuje się tylko do lunchu. Szef wierzy, że jesteśmy już tak wykończeni całym tygodniem, a jeszcze w sobotę pierzemy, sprzątamy i gotujemy, że nie zdążymy należycie odpocząć do poniedziałku. Więc na porządku dziennym jest urywanie się z pracy, robienie zakupów, umawianie się barach… A urlop – ile jest dni wolnych w roku? 21 dni, czyli podobnie. Ale w Australii przysługuje nam też chorobowe. Średnio osiem dni w roku. Bo czegoś takiego jak ZUS nie ma, niemożliwa jest więc sytuacja, kiedy ktoś zachoruje i nie przychodzi do pracy przez trzy miesiące, a i tak dostaje pieniądze. Dlatego wykupuje się ubezpieczenie, które gwarantuje nam fundusze w razie choroby (z reguły około 60 dolarów na tydzień). Podobnie – jeśli kobieta jest w ciąży, to pracuje do porodu, o ile tylko dobrze się czuje. Potem bardzo szybko – bo zaledwie po kilku tygodniach – wraca do pracy. Tyle że w Australii wszyscy są bardzo dobrze zorganizowani, a do żłobka można oddać już trzymiesięczne dziecko. Placówki są dobrze zorganizowane i choć prywatne, to nadzorowane i refundowane przez państwo. Z tego tytułu mamy też prawo do zwrotu części pieniędzy. Co rok albo co miesiąc – jak komu wygodnie. Skoro nie ma ZUS, to jak odkłada się na emeryturę? Tym zajmuje się pracodawca, który wpłaca pieniądze na wybrane konto emerytalne. Dlatego do wysokości pensji dopisuje zawsze "plus supa annuation", czyli plus emerytura. Wynosi ona co najmniej 9,5 proc. Czyli średnio to około…Nie ma czegoś takiego! Ludzie do Australii przylatują w różnym wieku i z różnym doświadczeniem. Poza tym emerytury się tu kumulują. Ktoś może mieć na koncie 50 tys., 70 tys., a ktoś inny 230 tys. dolarów, kiedy przestanie już pracować. Podobnie jak w Polsce, na emeryturę w Australii przechodzi się w wieku 60-65 lat. Jak te kwoty mają się do poziomu cen, kosztów życia i wynajmu mieszkania?Standard życia w Australii jest uznawany za jeden z wyższych. I tak faktycznie jest. Najdroższą rzeczą w zestawieniu z innymi krajami – i tu bym narzekała – są ceny nieruchomości. Bo mieszkanie lub mały dom na obrzeżach miasta można kupić od 300 tys. dolarów w górę. Ale jeśli ktoś ma w pracy stałą umowę, to może wziąć mieszkanie na kredyt. Jeśli pracują dwie osoby – spokojnie kupią dom. Na podwórkach zawsze stoją dwa samochody, minimum. Najczęściej jest tak, że każda pełnoletnia osoba ma swoje auto. Jeśli ma się 2-3 dzieci, to na podjeździe stoi pięć samochodów. Każdy jeździ swoim. Wakacje?Raz w roku ma je każdy. Za pieniądze, które się zarabia w Australii, naprawdę żyje się dobrze. Kiedy tu przyjechałam, wydawało mi się, że już do Polski nie wrócę, że nie będzie mnie stać, żeby przylecieć chociaż na chwilę. Teraz już tak nie myślę. Ale z Australii na razie się nie ruszam! Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL Kup licencję Wyjazd do Australii to marzenie większości młodych ludzi. A praca tam i zarabianie dolarów to wręcz sen i coś co wydaje się być czymś nieosiągalnym dla większości z nas. Czy rzeczywiście życie w Australii to bajka? Przedstawiam Wam moją koleżankę Olę, która postanowiła wziąć sprawy swoje ręce i zrealizować marzenie o przeprowadzce do Australii! Ola jest również bohaterką książki "Dziewięć marzeń"(Tutaj możesz pobrać pierwszy rozdział mojej książki - ZA DARMO) , w której dokładnie opisane są nasze realia szukania pracy, zarabiania i życia w Australii. Skąd pomysł na Australię? Wszystko się zaczęło od decyzji wyjazdu na Filipiny. Moje życie było na zakręcie i potrzebowałam obrać inny kierunek, dokonać zmiany, zrobić coś totalnie innego niż do tej pory. Zdecydowałam się wówczas na dwu miesięczny wyjazd na kurs języka angielskiego na Filipiny. To był cudowny czas spędzony dokładnie tak jak chciałam. Jednak po powrocie do kraju czułam niedosyt. Chciałam dalej spełniać swoje marzenia, robić to, co do tej pory wydawało mi się niemożliwe i nieosiągalne. Wpadłam na pomysł wyjazdu do Australii, nie wiedząc nawet jeszcze, na jakich zasadach przyznawana jest wiza, co będę tam robić i na jak długo pojadę. Wiedziałam, że chcę pomieszkać na końcu świata i spędzić zimę w ciepłym miejscu. Był to tak bardzo szalony pomysł, że wiedziałam, że chcę go zrealizować. Poza tym Australia to było moje marzenie od zawsze! Nie bałaś się jechać sama na koniec świata? Oczywiście, że się bałam, mimo iż miałam za sobą samotny wyjazd na Filipiny. Jednak ten wyjazd był inny pod każdym względem. Filipiny to były wakacje, raj, plaża, spokój i odpoczynek. W Australii czekało mnie znalezienie pracy, mieszkania, poznanie nowych ludzi, zbudowanie (nawet, jeśli na kilka miesięcy) swojego życia tu, w Sydney. Najgorsze były ostatnie tygodnie przed wylotem, mnóstwo spraw do załatwienia, stres, pojawiające się w głowie pytanie „czy Ty na pewno chcesz to zrobić?” a z drugiej strony oczekiwania ze strony znajomych i rodziny. Na tyle mnie to w pewnym momencie obciążyło, że zastanawiałam się czy nie zrezygnować z wyjazdu. To w tamtym momencie dostałam od mojej przyjaciółki obrazek z napisem „nic nie musisz!”, pozornie prosty i oczywisty a jednak przypomniał mi że ten wyjazd jest dla mnie i ja nic nie muszę! Jak wyglądały Twoje początki w Sydney? Miałam to szczęście, że na samym początku mogłam liczyć na wsparcie rodziny mojej koleżanki z liceum. Wyjaśnili mi, jak działa komunikacja miejska, pomogli wybrać sieć komórkową, założyć konto w banku i inne pozornie proste rzeczy, a jednak sprawiające niekiedy sporo problemów osobom, które wyjeżdżają za granicę na trochę dłużej niż wakacje. Pomimo tej pomocy początki były bardzo trudne, czułam się samotna i zagubiona, trochę jak małe dziecko, to wszystko potęgowało tęsknotę i chęć powrotu do Polski już kilka dni po przylocie do Australii. Po około miesiącu można powiedzieć, że stanęłam na nogi - wynajęłam mieszkanie, a raczej miejsce w mieszkaniu, ponieważ dzieliłam je z pięcioma innymi osobami, miałam już pracę i pierwszych znajomych. Łatwo znaleźć tu pracę? Jakie są Twoje doświadczenia ciężko dostać wizę pracowniczą? Przyjechałam do Australii na wizie Work & Holiday, która nie jest typową wizą pracowniczą. Ten rodzaj wizy pozwala mi pracować full time, ale nie dłużej niż przez 6 miesięcy u jednego pracodawcy. To jest bardzo duże ograniczenie przy szukaniu pracy. Pracodawcy niechętnie zatrudniają osoby, z którymi wiedzą, że za pół roku muszą się pożegnać i rozpocząć proces rekrutacyjny od nowa. Poza tym tutaj bardzo ważne jest posiadanie doświadczenia na rynku australijskim, niestety nie ufają doświadczeniu, które nabyliśmy w Polsce, czy w innym kraju. Pierwszą pracą jaką podjęłam w Sydney była praca asystentki w agencji rekrutacyjnej (umowa na zastępstwo), którą później zamieniłam na pracę lotnisku. W obu przypadkach w szukaniu pracy pomogli mi znajomi. Mówiąc „pomogli” nie mam na myśli „załatwili” mi pracę a zarekomendowali u swojego przełożonego. W Australii zaraz po doświadczeniu liczą się referencje od osób nas polecających, poprzedniego pracodawcy czy innego pracownika. Zarekomendowanie osoby do pracy jest tutaj bardzo poważnie traktowane i nikt nie poleci swojemu przełożonemu osoby, jeśli nie jest pewny jej umiejętności i doświadczenia. Czy jest łatwo znaleźć prace? Tak i nie. Na pewno trzeba być bardzo cierpliwym, upartym i szybko reagować na ogłoszenia pojawiające się w Internecie. Tutaj jest prawdziwa dżungla i trzeba walczyć o przetrwanie. Takich osób jak ja szukających pracę jest tysiące i codziennie przybywają nowi. Ja również zgłosiłam się do kilku agencji rekrutacyjnych. Większość osób, które tutaj poznałam pracuje w fabrykach, restauracjach czy sprząta. Taki los osób, które dopiero zaczynają swoją przygodę z Australią. Moi znajomi zapewniają mnie jednak, że najtrudniejsze są pierwsze 2 lata, później mając już tutejsze doświadczenie łatwiej jest piąć się po szczeblach kariery. >>> Przeczytaj też o tym jak znaleźć pracę w Australii Jeśli ktoś chciałby przylecieć do Australii i szukać tu pracy na stałe, to moim zdaniem musi: 1. Przed przyjazdem przejść proces aplikacyjny o przyznanie wizy pracowniczej, 2. Znać język angielki przynajmniej na poziomie komunikacyjnym, 3. Być upartym i nie poddawać się, Co dopisałabyś do tej listy? Dużo szczęścia żeby otrzymać wizę pracowniczą. Jest to bardzo trudny proces. Po pierwsze rodzajów wiz jest bardzo dużo, po drugie wymagania są czasami niemożliwe do spełnienia no i trzeba niemało zapłacić za proces wizowy. (o rodzajach wiz i wymaganiach możesz przeczytać tutaj). Kolejną kwestią są oszczędności. Australia jest naprawdę droga i pieniądze szybko znikają. Pracę możesz znaleźć następnego dnia po przylocie, albo borykać się z poszukiwaniami przez kilka tygodni czy miesięcy. Stereotyp życia w Australii mówi, że życie jest tu łatwe, proste i przyjemne. Co o tym myślisz? Przyjeżdżając tutaj, miałam w głowie obraz życia łatwego i przyjemnego. Słońce, plaża, mnóstwo znajomych... A później poznałam rzeczywistość... Moim zdaniem Australia ma świetny PR na świecie! Nawet wśród moich znajomych panuje przekonanie, że mieszkając tutaj leżę codziennie na plaży, pracuję parę godzin dziennie i mam mnóstwo dolarów! Tymczasem życie w Australii wygląda bardzo podobnie do życia w innych krajach, również w Polsce. Tutaj też trzeba pracować 8h dziennie albo dłużej. Po pracy zwykle jest mało czasu na plażowanie, poza tym na plażę trzeba dojechać (zwykle zajmuje to około godziny w jedną stronę, nie zawsze są na to czas i siły). Na pewno istotne jest tutaj to, że bez względu na to, jaką pracę wykonujesz jest ona ważna, potrzebna i doceniana przez innych. Generalnie ludzie tutaj są dla siebie bardzo mili, życzliwi i pomocni. >>> O jedzeniu w Australii możesz przeczytać TUTAJ Słyszałam takie powiedzenie, że Australia jest bardzo droga, ale jak już znajdziesz tu pracę to stać Cię na wszystko. Zgadzacie się z tym? Może nie na wszystko, ale na bardzo dużo :) Zarabiając nawet najniższą stawkę godzinową wiele dóbr określanych w Polsce jako te z wyższej półki tutaj stają się dostępne i można je kupić bez zbędnych wyrzeczeń. Życie w Australii uczy szacunku do pieniędzy i rozważnego ich wydawania. Wbrew pozorom nie jest łatwo zarobić na utrzymanie, dlatego wszyscy "liczą dolary" i uczą nowo przyjezdnych świadomego robienia zakupów. W sytuacji, gdy widzę sukienkę za $100 i wiem, że mogę sobie na nią pozwolić, za chwilę przychodzi myśl - przecież za tę kwotę mogę kupić jedzenie na tydzień lub dłużej. Życie w Australii. Jak wygląda Twój czas po pracy? Sydney oferuje dużo atrakcji? Sydney jest niesamowite! Pokochałam to miasto za ten wybór atrakcji i możliwości spędzania czasu. Plaże, parki, restauracje z kuchniami z całego świata, kluby, BBQ ze znajomymi. Tutaj znajdziesz wszystko, czego potrzebujesz, a nawet więcej! Dużo masz znajomych Polaków w Sydney? Poznałam wielu Polaków w Sydney i muszę przyznać, że trafiłam na cudownych ludzi! Życzliwych, przyjaznych, ciekawych innych ludzi. Większość tych osób mieszka tutaj od kilku lat, mają już stałe prace, rodziny, domy na kredyt, czyli „normalne” życie :) część osób jest tak jak ja na wizie Work & Holiday lub studenckiej, więc dzielimy się naszymi doświadczeniami i pomagamy sobie, jeżeli jest taka potrzeba. Czego najbardziej Ci tu brakuje? Zdecydowanie rodziny i polskiego jedzenia! Z powodu różnicy czasu nie mogę swobodnie zadzwonić do bliskich, zawsze muszę się zastanowić, która teraz jest godzina w Polsce i niestety zazwyczaj tam jest środek nocy. Pobyt w Australii to Twój pomysł na życie czy plan na dorobienie się i powrót do kraju? Jakie masz plany? Australia to dla mnie przerwa i odpoczynek od życia w ojczyźnie, czas na przemyślenia i nauczenia się czegoś o sobie. Dodatkowo to także doświadczenie przez chwilę innego życia i co ważne spędzenie zimy w ciepłym kraju! Jak z perspektywy czasu oceniasz przyjazd do Australii? Gdybyś miała możliwość wrócić się w czasie zrobiliby wszystko tak samo? To była jedna z lepszych decyzji w moim życiu! Poza tym zawsze staram się niczego nie żałować. Czego nauczył Cię pobyt w Australii? Na pewno nauczyłam się doceniać pracę i to, co robię. W Australii wszyscy wiedzą, że nieważne, jaka pracę wykonujesz, ważne żeby ją mieć. Dzięki temu każdy zawód jest szanowany i doceniany. Czy sprzątasz, czy pracujesz w restauracji, biurze lub w fabryce, wszyscy i tak później spotykamy się w pubie i pijemy piwo jak równy z równym :) Tutaj praca nie wyznacza twojego statusu społecznego, liczy się przede wszystkim, jakim jesteś człowiekiem. Poza tym zmieniłam trochę podejście do życia... złapałam więcej luzu. Wiem, że jedyną rzeczą oznaczającą koniec świata jest koniec świata, a problemy to sytuacje do rozwiązania, więc no worries :) Chcesz poczytać więcej o Australii? Zajrzyj tutaj: 10 faktów o Sydney, o których nie przeczytasz w przewodniku!, przytulenie koali w Australii Jak wygląda szukanie pracy w Sydney na wizie turystycznej? Szczerze o szukaniu pracy, zarabianiu i życiu przeczytasz w rozdziale poświęconym Australii w książce "Dziewięć marzeń" >>> A co powiesz na przeprowadzkę do Dubaju? Tutaj przeczytasz jak wygląda życie i praca w Dubaju Więcej zdjęć z Australii? Dołącz do mnie na instagramie: ----------------- Podoba Ci się ten wpis? Polub fanpage na facebooku, konto na instagramie. A jeśli wolisz filmiki to zapraszam na mój profil na YouTube. Na YouTubie jest już również moje wystąpienie na TEDx, podczas opowiadam o podróży dookoła świata i odpowiadam na pytanie jak się spełnia marzenia?

jak żyją dzieci w australii